
Trener Igor Milicić miał przed tym spotkaniem twardy orzech do zgryzienia. Czy spróbować wygrać mecz z Hapoel Jerusalem korzystając tylko ze swoich pewniaków? Takie granie nie skończyło się dobrze w Hiszpanii i Turcji. Dwa pierwsze spotkania w Lidze Mistrzów pokazały, że trudno jest wygrywać mecze tak bardzo zawężając rotację. Ostrowianie w pojedynkach z Max Manresa i Pinar Karsiyaka długo byli na prowadzeniu, ale ostatecznie zostali ,,złamani’’ w czwartych kwartach.
Mecz w Ostrowie rozpoczął się od prowadzenia gości 5:0, a po 6 minutach było już 16:7. Gracze z Izraela mieli zdecydowaną przewagę pod koszami. Poza tym, trafiali z dystansu. Niestety po pierwszej kwarcie podopieczni Igora Milicica przegrywali 11;22. Goście wyszli bardzo skoncentrowani i widać było , iż doskonale zdają sobie sprawę z wagi tego pojedynku. W drugiej kwarcie dobrą zmianę dał James Florence, który zdobywał punkty wejściami pod kosz, a także trafił wreszcie za trzy punkty w Lidze Mistrzów. Ostrowianie mimo wielu swoich braków ,,bili’’ się bardzo ambitnie o każdą piłkę i w 18 minucie zdołali doprowadzić do remisu 32:32. Po 20 minutach mistrzowie Polski cały czas byli w grze. Tracili tylko dwa punkty do Hapoelu - 34:36.
W 23 minucie koszykarze Stali po raz pierwszy w tym meczu wyszli na prowadzenie 41:40. Z minuty na minutę gospodarze grali coraz lepiej i w 25 minucie prowadzili 50:45. Od serii 16:0 stalowcy rozpoczęli czwartą kwartę i w 35 minucie wygrywali 70:52.
W meczu z Hapoelem szkoleniowiec Stali nie miał zbyt wielkiego wyboru, ale tym razem rozegrał go zupełnie inaczej. Podjął odważne decyzje - wpuścił na plac gry Igora Wadowskiego i dał także sporo grania Jarosławowi Mokrosowi. Dzięki temu podstawowi zawodnicy Stali mieli okazję złapać drugi oddech i w czwartej odsłonie kontrolowali wynik tego pojedynku. BIN
Fot. Rafał Jakubowicz